Forum RKS Garbarnia Kraków Strona Główna


RKS Garbarnia Kraków
Forum Kibiców
Odpowiedz do tematu
Chwała zwyciężonym
prezes68a
Administrator

Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 616
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

CHWAŁA ZWYCIĘŻONYM




Porażka 2:5, dodatkowo poniesiona na własnych śmieciach boli z każdym przeciwnikiem, a z rywalem niemalże derbowym ból spotęgowany jest co najmniej podwójnie. W minioną sobotę spotkało Garbarnię to dotkliwe nieszczęście, a w roli „katów” wystąpili zawodnicy niepołomickiej Puszczy. Co tu kryć, niepołomiczanie na murawie Hutnika zrobili swoje. Jeśli ktoś liczył na ich przemęczenie po rozegranych trzy dni wcześniej 120 minutach pucharowej potyczki z bytomską Polonią, ten zawiódł się po stokroć. Okazało się, że wcześniejsza wygrana 3:0 ze Stalą Rzeszów nie była przejawem słabości rzeszowian, ale wzrostu formy graczy Puszczy. I akurat nastąpił on niemal w przededniu „derbowej” potyczki z Garbarnią.
Nie mogę wszakże zgodzić się ze stwierdzeniem powszechnie propagowanym tu i ówdzie bezpośrednio po meczu, że Brązowi zagrali żenująco słabo. Nie mogę zgodzić się także z porównywalnym do polowania na czarownice wskazywaniem na Krzysztofa Żylskiego jako głównego winowajcy końcowego rezultatu sobotniej potyczki. Jest bowiem kilka istotnych przesłanek, które przemawiają za tym, aby na wynik sobotniej konfrontacji spojrzeć z bardziej chłodną głową. W trzy dni po meczu można spokojnie odłożyć na bok emocje, które – co zrozumiałe – towarzyszyły wypowiadaniu przytoczonych wcześniej opinii.

Dwa sezony temu, po przegranym na Rydlówce spotkaniu z Orliczem Suchedniów, prowadzący Młode Lwy Krzysztof Szopa na zadane przez dziennikarzy pytanie o przyczyny porażki lapidarnie odpowiedział, że stało się tak dlatego, iż rywal zagrał bardzo dobre spotkanie, a jego zespół zaledwie dobre. Jakkolwiek nie do końca się wtedy zgadzałem z punktem widzenia trenera, to jednak zaimponowało mi jedno. Krzysztof Szopa zaprezentował bowiem postawę będącą w całkowitej opozycji wobec powszechnie stosowanej zasady, że sukces ma wielu ojców a porażka jest sierotą. Zamiast wskazywać na słabszy występ niektórych podopiecznych, wziął temat na tak zwaną „klatę” i jasno dał do zrozumienia, że jest to także jego porażka. Przypomniałem wspomnianą wypowiedź nie po to, aby gloryfikować postawę opiekuna zespołu, bo uczyniłem to w kilka dni po tamtym spotkaniu. Nikt wtedy zresztą nie wiedział, że Orlicz będzie miał patent na wygrywanie z Młodymi Lwami w każdym następnym – a było ich później jeszcze trzy – trzecioligowym spotkaniu. Ale też nie o tym chcę pisać.

Otóż po sobotnim spotkaniu Garbarnia – Puszcza wypowiedziane wtedy słowa zabrzmiały w moich myślach ze zdwojoną siłą. I gdyby dziś ktoś zapytał, dlaczego wygrała ten mecz Puszcza, to bez wahania odpowiedziałbym: bo zagrała bardzo dobre spotkanie, a Garbarnia tylko dobre.
Sobotnia potyczka toczona była w iście zawrotnym, jak na drugoligowe realia, tempie. Akcje przenosiły się z jednego pola karnego na drugie, piłkarze obydwu zespołów dostarczyli widzom odpowiedniej dramaturgii, stwarzając widowisko godne (obecnych zresztą) kamer telewizyjnych. Szybko zdobyty przez Puszczę gol ustawił Garbarnię w roli zespołu goniącego wynik. Goniącego z werwą, zaciętością, odwagą, ale przy całkowitym braku szczęścia. Tak się bowiem składało, że w najważniejszych momentach zabrakło Młodym Lwom choćby krzty fartu. Tak było choćby przy strzałach Marcina Siedlarza z wolnego (piłka niemalże połamała słupek, gdyby zmierzała do bramki, Turbasa nie miałby żadnych szans na jej obronę) i Tymka Chodźki (wszyscy zastanawiali się, jakim to cudem obrała futbolówka tor swojego lotu, że do siatki nie wpadła). Natomiast Puszczy to szczęście ewidentnie sprzyjało: pierwszy gol to efekt bardzo dobrego strzału Cholewiaka i pechowej interwencji „Żyłki” oślepionego słońcem. Widzowie zasiadający na trybunach doskonale wiedzą, jak bardzo utrudnia ono obserwację zawodów, powinni zatem zrozumieć, że mogło mieć zasadniczy wpływ na właściwą reakcję golkipera drużyny z Ludwinowa. Gol zdobyty w 2 minucie ustawił Puszczy mecz podobnie jak naszej drużynie z Sokołem Sokółka i rozdzielił role na boisku. Garbarnia podjęła rękawicę rzuconą przez Puszczę zarówno przy stanie 0-1, 1-2, 1-3 i nawet 2-4, dlatego tez padł gol nr 5. Zresztą gole zdobyte przez niepołomiczan po przerwie (co podkreślił po meczu także ich trener Dariusz Wójtowicz), to konsekwencja tego, że nasi zawodnicy chcąc zmienić wynik musieli się odkryć. Młode Lwy walczyły jak, nomen omen …lwy i za tę walkę należy im się szacunek.
Ale nie taki, wyrażony w opuszczaniu stadionu przed końcowym gwizdkiem arbitra.

Arbitra, który także przyczynił się do tego, że Garbarnia nie dostała szansy zdobycia gola z rzutu karnego. A z czterech czy pięciu sytuacji kontrowersyjnych w polu karnym Puszczy bezwzględnie należało podyktować ten jeden ewidentny rzut karny: po faulu na Sebastianie Sepiole nawet goście przyznali, że taki werdykt powinien zapaść. Nie zamierzam się tu nad arbitrem pastwić, ale czy to co usłyszał Rafał Greń od Mateusza Siedlarza w tunelu prowadzącym do szatni po meczu, nie było czasem konsekwencją jego własnej pracy w roli rozjemcy? Każdy egzamin jest po części sprawdzeniem wiedzy ucznia, ale po części daje także odpowiedź na pytanie, jakie kwalifikacje mieli jego nauczyciele.

Mecz piłkarski to widowisko, które tworzą dwa zespoły. I jeśli komuś musi przypaść zwycięstwo, to ktoś musi zejść z boiska pokonany. Ważny jest także styl porażki, a ten styl w sobotę po prostu w grze Garbarzy był. Była też walka, a o nią chyba w sporcie chodzi najbardziej. Były bezsprzecznie popełnione błędy z tyłu, ale czyż akurat w tym meczu można było się ich ustrzec, kiedy w linii obrony zabrakło dwóch podstawowych jej ogniw – Marcina Pluty i Bartka Piszczka (nie zapominając o kontuzjowanym Łukaszu Szewczyku)? Była za to fantastyczna gra do przodu, niestety fart w tym dniu stanął po stronie przeciwnika.

Personalne obciążanie bramkarza za porażkę nie jest zbyt eleganckie w stosunku do piłkarza, który tydzień wcześniej swoją świetną grą uratował Garbarni remis na Resovii i który przez lata gry na Rydlówce potwierdzał swoją wysoką klasę (także w meczach z Puszczą).
Niestety, taki już los golkipera: jest rozliczany nie z tego, co obroni, ale z tego, co puści. Nie mówię wcale, że Krzysiek Żylski nie popełnił w tym spotkaniu błędów, ale chodzi o to, że ten ich nie robi, kto nic nie robi. I że błędy bramkarzy są najbardziej widoczne spośród błędów wszystkich zawodników na boisku. Ale także są wpisane w magię dyscypliny przyciągającej największą widownię na świecie, jaką jest piłka nożna.

Przed Garbarnią kolejne ligowe spotkania, najbliższe wyjazdowe już w sobotę 8 października w Łowiczu z tamtejszym Pelikanem. Jako dyżurny optymista mam jakieś wewnętrzne przekonanie, że bez punktowej zdobyczy się nie obejdzie. Mam też tę pewność, że nie wyjdę z tego meczu przed końcowym gwizdkiem, niezależnie od jego wyniku. Wcale nie dlatego, że nie będę się śpieszył na mecz Ekstraklasy z udziałem innego krakowskiego zespołu; ani też nie dlatego, że Garbarnia traci piątego gola. Po prostu dlatego, że piłkarze Brązowych nie zasługują na taki afront.

Mecz z Puszczą to już historia. Pora (wcale o nim nie zapominając) popatrzeć na te pojedynki, które nas dopiero czekają.
Wspomnę na koniec o słowach, które usłyszałem bezpośrednio po meczu, kiedy to kilku rozpalonych jeszcze spotkaniem obserwatorów z przejęciem i na gorąco rozpatrywało boiskową przegraną w kategoriach totalnej klęski. Te słowa zabrzmiały mniej więcej tak: „Panowie, spokojnie, nie był to przecież mecz decydujący o przyszłości Garbarni”.

Ot, taki mały kubełek zimnej wody…


Artur Bochenek


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez prezes68a dnia Śro 22:31, 05 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Chwała zwyciężonym
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu